wtorek, 14 listopada 2017

1.Początek

 
    Urodziłem się prawie 60 lat temu, w prywatnym domu małego miasteczka na południu Polski.
Moich narodzin doglądała wyjątkowa, sprawna, znana akuszerka. Wszystko poszło dobrze. Wydałem pierwsze, pełne energii krzyki. Nie pamiętam, czy były to krzyki zachwytu istnienia, czy obawy przed tym, co może mnie "tu" spotkać.
  Na pewno wtedy nie wiedziałem, jak będę się nazywał, co to znaczy religia i w "jakiej" się urodziłem, co to polityka, co znaczy być bogatym albo biednym- a co bardzo ważne- w jakim celu
się "tutaj"pojawiłem.
  Tego miałem dowiedzieć się od innych, czyli od rodziców, nauczycieli, wszystkich ludzi których stopniowo spotykałem. Do tego edukacja, środki masowego przekazu, itp. Oczywiście pojawiały się
na bieżąco osoby podpowiadające co uznać za godne uwagi, prawdziwe, a co za nieprawdziwe, czyli
fałszywe. Było to pomocne, ale stawało się niepokojące w momencie, kiedy trzeba było im zaufać,
samemu nie będąc pewnym. Zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że wszyscy moi dostarczyciele
informacji i wyjaśnień, zaczynali w tym samym miejscu co ja, w dniu narodzin. Mogli przekazać mi
tylko to, czego się sami dowiedzieli w ten sam sposób. Urodziłem się w "trzecim" pokoleniu ludzi czytających uważnie Pismo Święte - Biblię. 
    Moi przodkowie związani byli z tzw.szczerymi badaczami tej księgi, tworzącymi międzynarodową
społeczność. Dorastałem w przekonaniu, że "to" rozumienie tej księgi jest właściwe, czyli "prawdziwe", a każde inne jest nieprawdziwe czyli "fałszywe". Mając taki fundament z zapałem,
a także z silną, wewnętrzną potrzebą przystąpiłem do działania. Po ukończeniu 18 roku życia, formalnie z religijnego punktu widzenia usymbolizowałem to w dniu 25.12.1975 r. Decyzję podjąłem samodzielnie, kierując się chęcią szerzenia - jak sądziłem - boskiej Prawdy. Dalsze szczegóły na razie pominę, stwierdzając tylko, że czuję się upoważniony i przygotowany, a nawet zobowiązany wobec
mnóstwa osób, z którymi spotykałem się, jak i tych, którzy słuchali moich publicznych wystąpień. Pragnę także odnieść się do innego pojmowania rzeczywistości, które nie jest oparte na Biblii.
Ta księga"obejmuje"tylko ok.2 miliardy ludzi. A co z pozostałymi,skoro Bóg jest tylko jeden?
  Rozpocznę tak. W połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, będąc narastająco zaniepokojonym rozbieżnościami między tym, co jest mi podawane do wierzenia, a tym co sam zauważam, wzmogłem osobiste poszukiwania rzetelnych odpowiedzi. Pewnego dnia omiatając
wzrokiem swoją bibliotekę, natrafiłem na książki mojej babci ze strony matki, które odziedziczyłem.
Wziąłem"przypadkowo" do ręki trzeci tom" Wykładów" żyjącego na przełomie XIX/XX wieku,
wybitnego badacza Biblii Charlesa T. Russella. Otworzyłem "przypadkowo"na stronie, na której jest
taka treść:
          "Są różne więzy krępujące ludzi wśród rozmaitych sekt Babilonu, czyli: chrześcijaństwa.
Niektórzy uporczywie domagając się zniesienia surowego i absolutnego skrępowania osobistego
sądu i przekonania, wymaganego przez rzymsko-katolików, sami gotowi są przyjąć na siebie inne
więzy tej lub owej z pomiędzy protestanckich sekt. Prawdą jest, że te więzy są lżejsze i dłuższe,
aniżeli owe rzymskie z wieków ciemnoty. Tak dalece, jak postęp był rzeczywistym,reformacja była
rzeczą dobrą, stanowiła krok we właściwym kierunku-do pełnej wolności - do stosunków Kościoła
czasów apostołów. Ale  po cóż w ogóle nosić ludzkie kajdany? Po co wiązać i ograniczać w ogóle własne przekonania? Dlaczego nie trwać silnie w zupełnej wolności,w jakiej nas Chrystus zostawił?Dlaczego nie odrzucić wszelkie wysiłki ułomnych ludzi,którzy chcą stłumić osobiste przekonania
|i nie dopuścić do krytycznego badania? Dlaczego nie pozbyć się wpływów wszelkich reformatorów
o ciasnym 
poglądzie,tak z wieków średnich jak i z czasów teraźniejszych? 
  Dlaczego nie starać się o to,żeby wszystko było tak, jak w kościele apostołów?- aby swobodnie
wzrastać w wiedzy i w miłości. 
Każdy wie o tym, że przystępując do jednej z tych ludzkich organizacji i przyjmując za własne dane.
  Wyznanie Wiary, wiąże się z obowiązkiem wierzenia tylko w to, co dana wiara nakazuje, nic ponadto. Jeżeli zaś ktoś nie zważa na te dobrowolnie przyjęte więzy i stara się posiąść prawdę na własną rękę, poza granicami nakreślonymi przez jego sektę, to albo musi okazać się niewiernym dla danej sekty i jej praw, które nie pozwalają wierzyć w nic innego jak tylko w swoje reguły, albo też jednostka taka musi odrzucić te wierzenia,w jakich się wychowała i wystąpić odważnie z tej sekty. Ale taki postępek wymaga pewnej godności osobistej i znacznego wysiłku,gdyż zwykle powoduje to zerwanie przyjaznych stosunków towarzyskich i wystawienie poszukiwacza prawdy na zarzuty "zdrady","przeniewierstwa"itp.Skoro ktoś raz przystąpi do sekty,to jego umysł musi być w zupełności oddany na usługi tej sekty i człowiek taki przestaje myśleć samoistnie. Sekta decyduje za niego co jest prawdą ,a co błędem, a on,jako wierny i posłuszny członek,musi przyjąć decyzję sekty i polegać
we wszystkim na sekcie w sprawach religijnych, zaniechawszy całkiem swych oryginalnych myśli
 i 
unikając osobistego badania, chyba że wiedza jego wzrośnie odpowiednio i dany członek przestanie być członkiem sekty. Ta niewolnicza podległość osobistego przekonania, wierzeniom danej sekty ma liczne usprawiedliwienie w ustach każdego członka, kiedy tylko ten przyznaje się że"należy" do owej sekty. To słowo "należy" znaczy tyle, że członek ten jest własnością danej sekty.
    Te kajdany sekciarstwa, nie uznawane mimo wszystko jako takie, są noszone jako coś zaszczytnego,
jako oznaka godności i charakteru. Oszołomienie doszło do tego stopnia, że wiele dzieci Bożych
wstydzi się nie należeć do jednej z tych krepujących sekt i wolą raczej dźwigać cięższe lub lżejsze
kajdany, zamiast "należeć"tylko do Chrystusa".
  Cytat pochodzi z t.III "Wykłady Pisma Świętego" s.201-203(wyd.1919). Warto zaznaczyć, że powyższą treść napisał w 1891 roku. Kilka lat później urodziła się moja babcia. Autorem całej serii takich wykładów, jak wcześniej zaznaczyłem był Charles T.Russell. Nie założył żadnego wyznania. ale jego działalność stała się fundamentem kilku społeczności religijnych,w tym tej,  w której ja się "urodziłem".
     Nie trudno się domyślić jakiego przyspieszenia w moim rozwoju dokonała powyższa treść. Nie miałem złudzeń, że to o mnie, pomimo, że napisane to zostało ponad sto lat wcześniej. Jakie to miało przełożenie na życiowe decyzje?
Co szokującego zauważyłem w Biblii, co z początku paraliżowało moje postępy?
Co dzisiaj mógłbym powiedzieć innym, przy całym szacunku dla wszystkich, których spotkałem
na swej drodze życia?
O tym następnym razem..

Pozdrawiam.

(romtar57@gmail.com)